W lasach otaczających Godzieszów, Gościszów, Mściszów i inne miejscowości, leżące na dalekim przedpolu Lubania, do dzisiaj widnieją porośnięte krzakami liczne okopy tudzież pozostałości ziemianek i pojedynczych wnęk strzeleckich – a także wyrwane wybuchami pocisków artyleryjskich i bomb lotniczych leje, których kształt rozmywają deszcze wspierane wodą z topniejących śniegów.
Henryków Lubański to wieś powstała około XII – XIII wieku. Przez kilka stuleci stanowiła ona własność klasztoru Magdalenek z pobliskiego Lubania. Szczególną wierność jej mieszkańców religii katolickiej podkreślała do 1937 roku nazwa osady – Henryków Katolicki.
Pola w okolicy Henrykowa Lubańskiego były już w minionych wiekach teatrem działań militarnych. Opodal wsi 10 stycznia 1649 roku podwładni cesarza Ferdynanda III Habsburga stoczyli walkę z oddziałami szwedzkimi. Z kolei 23 listopada 1745 roku żołnierze pruscy dowodzeni przez generała Hansa Joachima Ziethena wtargnęli do wsi wykorzystując zaskoczenie kwaterujących w Henrykowie oddziałów saskich i rozgromili je.
Potem zwycięzcy najechane zagrody i domostwa splądrowali. O tych wydarzeniach przypomina kamienny pomnik, ustawiony opodal szosy, biegnącej z Henrykowa do Godzieszowa.
Niegdyś monument ten wieńczyła sylweta orła wykonanego z metalu, dzisiaj na jego miejscu pozostała tylko stalowa śruba z resztką skorodowanego płaskownika. Ocalał za to sam głaz, opatrzony stosownym napisem.
Boje toczone w 1945 roku zarówno w okolicy Henrykowa Lubańskiego – jak i w samej wsi – miały bardzo krwawy przebieg. Z różnym nasileniem trwały niemal od 20 lutego aż do 4 marca. To w ich trakcie niemiecki obserwator, ukryty na wieży miejscowej świątyni został przez nadciągających Sowietów zlokalizowany i ostrzelany, co zainicjowało pożar kościoła.
Ogień strawił wtedy konstrukcję kopuły hełmu i objął inne partie tej sakralnej budowli. Także rozrzucone na sporym obszarze domostwa padały ofiarą pożogi i uderzeń pocisków dużego kalibru. Część ludności Henrykowa, która wcześniej nie opuściła swoich siedzib, usiłowała znaleźć schronienie w pobliskich lasach.
Zacięte zmagania przyniosły tu ostatni, krótkotrwały tryumf hitlerowskim siłom zbrojnym. Chociaż jego znaczenie miało jedynie epizodyczny, lokalny charakter, ów sukces został natychmiast wykorzystany i wyolbrzymiony przez nazistowską propagandę. W istocie pomimo zgromadzenia resztek odwodów podejmowane tu przez armię niemiecką działania nie mogły zmienić losu upiornej III Rzeszy. Spowodowały jedynie kolejne ofiary w ludziach i wielkie zniszczenia.
23 lutego Sowieci zamierzali zwycięskim bojem uczcić rocznicę powstania Armii Czerwonej.
Pododdziały ich 53. Brygady miały podjąć zdecydowane natarcie na linie bronione przez Niemców, którzy jednak zdążyli częściowo osłabić ten manewr uderzeniem wyprzedzającym. Siły rosyjskie zajęły mimo to wschodnią część wsi. Zabudowania zachodnie zdołał utrzymać wykrwawiony niemiecki batalion Dregger. Tenże pododdział wspólnie z innym batalionem Rommelspacher, przy wsparciu kompanii dowodzonej przez młodego oficera Dallmeiera, już nocą odrzucił na krótko Sowietów.
Ostatecznie Rosjanie kolejnymi natarciami, wspartymi czołgami, zmusili obrońców do oddania Henrykowa i jego kolonii. Kolejna linia niemieckiego oporu utworzona została pod Radogoszczą.
Po zakończeniu krwawych walk generał major Otto-Hermann Brückner,
dowódca 6 Dywizji Grenadierów Ludowych, tak pisał o jej skutkach:
"Obszar, gdzie nasza dywizja przez ostatnie 14 dni walczyła, był dosłownie cmentarzem czołgów stojącej naprzeciw nas, rosyjskiej armii pancernej. Tylko w obszarze ograniczonym miejscowościami Radogoszcz-Henryków-Pisarzowice, po naszym ataku naliczyliśmy 104 zniszczone wrogie czołgi. Wyraźniej niż wszystkie słowa ta liczba pokazuje, z jaką zaciętością walczono i jaki sukces w ciągu ostatnich dwóch tygodni odnieśli nasi żołnierze."
Nazistowski generał „zapomniał” dodać, jaką cenę zapłacili za ten sukces żołnierze niemieccy i niemiecka ludność cywilna…